środa, 25 lipca 2012

Wycieczkowo

Wczoraj ćwiczenia w alternatywnej formie wycieczkowej. Śliczna pogoda, temperatura wręcz idealna, wobec czego wybrałam się na zamek do Ogrodzieńca. Całe szczęście, że ostatnie zakwasy były już na poziomie minimalnym, ponieważ zamek obfituje w znaczną ilość schodów ;-) Czas od 10 do 22 spędzony bardzo aktywnie. Że zakończony pochłonięciem pizzy już może przemilczymy ;-)


Z kolei dzisiejszy brak ćwiczeń sponsorowany przez lokalne wodociągi. Pomimo, że z natury jestem całkiem cierpliwym człowiekiem zaczynam docierać już do kresu wytrzymałości. Już trzeci raz w tym miesiącu braki w dostawie wody. Nie dość, że człowiek przez 3 dni nie ma gdzie się wykąpać, to gdy woda powróci przez 3 kolejne leci dziko brudna. O praniu już nawet nie wspomnę :(

poniedziałek, 23 lipca 2012

Zakwasy vel Opóźniona bolesność mięśni

Następnego dnia po rozpoczęciu 2 levelu KB&T dotknęło mnie coś, co od ładnych paru miesięcy omijało mnie szerokim łukiem - zakwasy! Byłam solidnie zaskoczona, gdy obudziłam się wczoraj rano, bo tak silnie mięśnie nie bolały mnie od bardzo dawna, a przy Jillian'owych programach jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło. Myślałam, że standardowo rozruszam się robiąc kolejny dzień z treningu, jednak byłam w okropnym błędzie, ponieważ dziś wstałam z jeszcze bardziej fatalnym bólem.

Z tego co ostatnio wyczytałam na temat bóli mięśniowych teoria zakładająca, że przyczyną bólu mięśni po wysiłku fizycznym jest nagromadzenie się w nich kwasu mlekowego w związku z intensywnym wysiłkiem fizycznym jest już nieaktualna. To co powoduje nieprzyjemne odczucia na drugi dzień po ćwiczeniach to mikrouszkodzenia włókien mięśniowych, jakie miały miejsce podczas forsownych ćwiczeń. To czego nie mogę doczytać, czy kiedy już dopadną nas te niezbyt przyjemne przypadłości należy kontynuować ćwiczenia, czy wręcz przeciwnie dać mięśniom odpocząć. Dotarłam do 3 wersji:
  1. Zwyczajnie kontynuować trening
  2. Wykonywać wyłącznie lekkie aeroby
  3. " Odpoczywać! Dopóki odczuwany jest ból, nie należy ćwiczyć danej partii mięśni!"
Przyznam się, że ja dzisiaj sobie odpuściłam i zrobiłam w ramach zastępstwa 1 Level Shreda.
A jak jest u Was? Ćwiczycie czy nie?

Z innej beczki: robię kolejne podejście do Aerobicznej  6. O ile dobrze liczę będzie to już 4 i mam nadzieje, że tym razem uda mi się dobrnąć do końca :-)


sobota, 21 lipca 2012

Jillian Michaels: Killer Buns & Thighs Level 2

Znów narobiłam sobie treningowych zaległości. Totalne ćwiczeniowe nieróbstwo rozpoczęło się w ostatni piątek 13go z powodu wypadu na wieś, czego absolutnie nie żałuję, bo wyjazd udał się fantastycznie :-) Chciałam rozpocząć ćwiczenia w poniedziałek po powrocie, ale jak to zwykle w życiu bywa bardzo rzadko sprawy układają się tak planujemy - w rezultacie rozłożyło mnie zapalenie gardła i leżałam kilka dni z gorączką nie wychylając żadnej kończyny z łóżka :-) Gdy już zaczęłam dochodzić do siebie zastanawiałam się kiedy rozpocząć ćwiczenia, żeby przypadkiem nie rozchorować się po raz kolejny, ale dziś nadszedł dzień kiedy zaczęło mnie już nosić i nie wytrzymałam ;-) Decyzja zapadła: Jillian Michaels: Killer Buns & Thighs Level 2!

Po takiej przerwie ćwiczyło się wręcz fenomenalnie! W końcu udało mi się rozładować skumulowaną energię i rozruszać ciało po chorobie. Level 2 jest bardziej skoczny niż poprzednia część, co nieco mnie martwi z uwagi na moje problemy z kolanami, ale miejmy nadzieje, że obędzie się bez przygód. Nie wiem czy przyczyną jest faktyczny wyższy poziom trudności, czy osłabienie, ale poziom drugi konkretnie dał mi się we znaki - gdy było już po wszystkim koszulkę można było wykręcać, a ja przez jakiś czas nie wstawałam z podłogi ;-)


Na podwieczorek dziś czarne porzeczki :-) Nie jestem specjalnym fanem tych owoców, ale są niezwykle zdrowe:
  • Owoce czarnej porzeczki to najwspanialsze źródło niemal wszystkich niezbędnych do dobrego funkcjonowania organizmu witamin, a przede wszystkim jedno z najbogatszych źródeł witaminy C. Jest jej w owocach średnio 200 mg% (od 50 do nawet 400 mg% zależnie od klimatu - im cieplejsze lato, tym więcej), czyli 100 g owoców dostarcza 4 razy więcej witaminy C niż wynosi norma dla dorosłych.
  • Co więcej, witaminie C towarzyszy w czarnej porzeczce witamina P (rutyna), której również jest wyjątkowo dużo, bo przeciętnie 500 mg%. Towarzystwo witaminy P jest tak ważne, gdyż ułatwia ona przyswajanie witaminy C. Dlatego spożycie owoców czarnej porzeczki lepiej skutkuje niż łykanie tabletek z witaminą C. Jakby tego było mało, witamina C występuje w owocach czarnej porzeczki w trwałych wiązaniach, dlatego zachowuje się także w przetworach.
  • Ponadto porzeczki czarne korzystnie wpływają na naczynia krwionośne, wzmacniają serce i obniżają ciśnienie krwi. Olejki eteryczne pobudzają apetyt i wspomagają wydzielanie soków trawiennych, więc polecane szczególnie osobom w podeszłym wieku. Zaleca się również spożywanie czarnych porzeczek po kuracji antybiotykowej, gdy organizm jest wyjałowiony. Zródło: (klik!)


piątek, 6 lipca 2012

Lipcowa aktualizacja włosów

Trzy miesiące temu obiecywałam sobie, że „biorę się” porządnie za włosy… i słowa nie do końca dotrzymałam. Nasunął mi się wniosek, że nie będę sobie już czegokolwiek obiecywać, bo później jedynie wstyd mi za mój brak konsekwencji ;-) Ale do rzeczy. 

Dokładnie 21 marca zdecydowałam się obciąć najbardziej zniszczoną część włosów. Od tego czasu zaczęłam traktować je nieco delikatniej niż poprzednio – przestałam całkowicie stylizować je przy użyciu lokówki, w odstawkę (choć nie całkowitą) poszła również suszarka. 

Włosy myłam na zamianę dwoma szamponami:
  • Barwa, Barwa Ziołowa, Szampon pokrzywowy - tani jak barszcz (z tego co pamiętam około 3zł), świetnie oczyszcza, brak silikonów w składzie. Włosy aż "skrzypią" po umyciu, lekko je plącze, ale odżywka rozwiązuje ten problem.
  • Pollena-Malwa, Szampon do włosów przetłuszczających się `Czarna rzepa` - Z podobnej półki cenowej co poprzednik, również porządnie myje, skład okrojony z niepotrzebnej chemii. Więcej od szamponu nie wymagam ;-)
Po każdym myciu nakładałam zamiennie dwie odżywki:
  • Rossmann, Alterra, 'Granat i aloes' 
  • Różowa Isana z olejem babassu
Żadnej z nich nie trzeba zapewne nikomu przedstawiać. Zagościły u mnie na dłużej z uwagi na porządne składy i niezłe nawilżenie, jednak nie do końca mi przypasowały i nadal poszukuję swojego ideału.

Dodatkowo:
  • Woda brzozowa, Isana - ciężko powiedzieć, czy coś pomogła - na pewno nie zaszkodziła. Fajnie odświeżała i unosiła włosy u nasady. Jedno jest pewne, wyrobiła u mnie nawyk regularnego wcierania różnych specyfików we włosy :-)
  • Odżywka do włosów i skóry głowy, Jantar - zabrałam się za nią jak tylko wykończyłam pół litrową butle wody brzozowej i jedyne czego żałowałam to, że zaczęłam jej używać tak późno! Aktualnie 3 tygodnie codziennego wcierania za mną, jestem w trakcie przerwy pomiędzy pierwszą a drugą butelką. Odżywka jest fenomenalna, włosy są uniesione, świetnie się układają, znacznie poprawił się stan skóry głowy. Jednym słowem: uwielbiam!

Od wewnątrz moja klasyczna trójka:
  • Cynk
  • Kompleks witamin z grupy B
  • Wierzbownica drobnokwiatowa (o której wpływie na cerę wkrótce nieco więcej...)

Przez te trzy miesiące włosy przeszły następującą drogę:
Na zdjęciu pierwszym chwile przed cięciem... i po (zdjęcie drugie). Zdjęcie trzecie przedstawia aktualną długość.

Z kolei na dzień dzisiejszy włosy wyglądają następująco:



wtorek, 3 lipca 2012

Wróciłam! / Nuda już nie zagraża paznokciom! :-)

Witam po ponad miesięcznej, niezależnej do końca ode mnie przerwie w prowadzeniu bloga, spowodowanej jak to zwykle bywa życiowymi zawirowaniami oraz standardowo w tym okresie – sesją. Czuję się również zobowiązana przyznać do tego, że po zakończeniu sesji (w tym roku o dziwo zdumiewająco wcześnie!) dałam sobie trochę luzu na nazwijmy to dekompresję ;-) Tak czy inaczej wróciłam :-) 

Przyznać się muszę również do tego, że zaniedbane zostały moje treningi z Jillian. Co prawda nie przestałam ćwiczyć całkowicie, jednak treningi odbywały się trochę „w kratkę”. Parę dni Shreda, to znów parę dni Killer Buns and Thights, a następnie z braku czasu zwykle następowało ćwiczeniowe lenistwo. Teraz z powrotem ze zdwojonym zapałem powracam do REGULARNYCH ćwiczeń. 

Pokłóciłam się z wagą, nowym przyjacielem stał się centymetr i notesik, który wygospodarowałam po to, żeby nie pogubić się w postępach. Piszę o postępach, bo żadnego regresu nie biorę pod uwagę :-). W moim magicznym kapowniku piszę codziennie co danego dnia ćwiczyłam, i wymiary w strategicznych dla mnie miejscach. Wagę również kontroluję – nie żeby miała dla mnie jakieś istotne znaczenie– jednak interesuje mnie zależność pomiędzy zmianą wymiarów, a zmianą masy ciała. 

Swoją drogą to zdumiewające jak szybko człowiek potrafi przyzwyczaić się do codziennego wysiłku fizycznego i czerpać z niego ogromną radość. A jeszcze całkiem niedawno na myśl o ćwiczeniach stawały łzy w oczach ;-) 

Jedyne czego regularność nie ucierpiała, to moich wycieczek do Rossmanna, które zawsze dało się gdzieś upchnąć w grafiku pomiędzy jednym a drugim egzaminem ;-) Aby zrekompensować sobie czas nad książkami i uwolnić paznokcie od nudy kosmetyczka wzbogaciła się o następujące kolorki:
  • Essence Colour&Go: 38 Choose Me!
  • Essence Colour&Go: 63 Think Pink
  • Essence Colour&Go: 85 Galactic Black

Essence Colour&Go: 38 Choose Me!


Pierwsze zdjęcie w cieniu, drugie w słońcu.

Essence Colour&Go: 63 Think Pink


Essence Colour&Go: 85 Galactic Black


Jak widać wycieczki do Natury również nie ucierpiały z powodu napiętego grafiku, wobec czego do domu wróciły ze mną:
  • My Secret: French Manicure 02
  • My Secret: 144 Vanilla
  • My Secret: 145 Fuchsia
  • Sensique: Strong and Trendy Nails 101
My Secret: French Manicure 02


My Secret: 144 Vanilla


My Secret: 145 Fuchsia


Sensique: Strong and Trendy Nails 101




... już wkrótce na paznokciach :-)