poniedziałek, 10 września 2012

Brzuchowa aktualizacja

Częścią ciała z którą najbardziej "walczę" jest brzuch. Z natury, każdy nadprogramowy kilogram odkłada się u mnie właśnie w tych okolicach. Myśle więc, że zdecydowanie mogę określić swój typ figury jako typowe jabłko. I w sumie jestem z tego zadowolona :-) W okresach, kiedy zdarzyło mi się przybrać tu i ówidzie wystarczyło nałożyć luźniejszą koszulke, aby wagowo "oszukać" postronnego obserwatora ;-)

Od ostatnich zamieszczonych tu zdjęć minęło już trochę czasu, a dostrzegalnych efektów ciągle brak. Rozważam dwie potencjalne przyczyny:

1. Złe rozplanowanie treningów - nie licząc nieplanowanych przerw, ćwiczę codziennie, a często spotykam się z opiniami, że przy zmieniszeniu częstotliwości ćwiczeń pojawiają się lepsze efekty.

2. Zbyt mała ilość białka w diecie - bez bicia przyznaję się, że kocham węglowodany! Nie da się ukryć, że stanowią podstawę mojej diety. Raz na jakiś czas po treningu piję odżywkę białkową (ciężko nawet stwierdzić na ile to białko jest przyswajalne...), z kolei z pokarmów dostarczam naprawdę minimalne ilości protein.

Tak czy inaczej tak prezentuje się brzuchol wczoraj ;-)


... i dzisiaj ;-)

Zdjęcia o dziwo są dla mnie wyjątkowo łaskawe, na żywo całość niestety wygląda dużo gorzej. Brzuch zrobił się co prawda bardziej płaski niż na początku ćwiczeń, ale jest mięciutki jak podusia i mięśni tam ze świecą szukać. Ale do czasu! ;-)

czwartek, 6 września 2012

Motywacyjnie :-)

Dzisiaj w ramach motywacji zdjęcia treningowych efektów, które kiedyś chciałabym zobaczyć w lustrzanym odbiciu:-)














środa, 5 września 2012

Body Revolution - Tydzień 5

Miesiąc ćwiczeń z Body Revolution już za mną. Wczoraj rozpoczęłam kolejny tydzień a wraz z nim niecierpliwie wyczekiwane Workout 5 i Workout 6 oraz nowe cardio do kompletu. Pomimo, że Jillian uwielbiam muszę trochę pomarudzić. Przeszkadza mi w BR to, że praktycznie przez większość czasu pracujemy nad górnymi częściami ciała, z kolei minimalną porcję uwagi poświęca się brzuchowi, który stanowi u mnie najbardziej problematyczną strefę. W porównaniu z BR Shred był moim zdaniem bardziej "ogólny" a ćwiczenia rozkładały się bardziej równomiernie na wszystkie partie.

Doszłam również do wniosku, że ćwiczę za mało, a w moich treningach brakuje cardio. Od rozpoczęcia regularnych ćwiczeń minęło już trochę czasu i zdecydowanie odczuwam wzmocnienie mięśni, ale ciągle przykrywa je warstewka (właściwszym określeniem byłaby chyba warstwa ;-) ) tłuszczu, którego nie mogę się pozbyć. Postanowiłam więc, że w miarę możliwości będę wykonywać "podwojone" treningi BR, czyli workout z rozpiski + cardio.

Na koniec jeszcze moja przygoda z dnia wczorajszego ;-) Korzystając resztek pięknej pogody wybrałam się z moim lubym na dłuższy spacer po lesie. Kiedy zmierzaliśmy już w stronę domu drogę zagrodził nam dzik. Co więcej z głębi lasu dochodziły odgłosy małych dziczków, więc jak się domyślacie poważnie się wystraszyłam, bo w takiej sytuacji istnieje ryzyko, że dzik stanie w obronie młodych. Z duszą na ramieniu zaczęliśmy się oddalać, zboczyliśmy ze ścieżki i przez ogromne krzaczory próbowaliśmy dostać się do głównej drogi. Na szczęście Pan Dzik nas totalnie olał, ale ja się tak zestresowałam, że jeszcze długo nie mogłam się uspokoić ;-) Endomondo zarejestrowało miejsce ów leśnego spotkania (strzałka) oraz drogę ucieczki ;-)


sobota, 1 września 2012

Changes... Changes...

Pomimo tego, że powszechnie twierdzi się, że każdy dzień jest dobry na wprowadzenie zmian w naszym życiu oraz przyjęcie nowych postanowień, ja jakoś pomimo tego w sposób tradycyjny jako najlepsze dni na tego typu przedsięwzięcia postrzegam "dni pierwsze". Nie ma to jak pierwszy dzień roku, pierwszy dzień miesiąca, czy nawet pierwszy dzień tygodnia ("od poniedziałku to już na pewno!" ;-)) 

Tak czy inaczej moje ostatnie przemyślenia zbiegły się z uwielbianą przeze mnie jedynką w dacie i zadecydowałam, że będzie to idealny dzień na wprowadzenie drobnych życiowych modyfikacji. Wobec oświadczam, że począwszy od dnia dzisiejszego...

Całkowicie rezygnuję ze słodyczy w mojej diecie.

Rezygnuję po raz kolejny. Tego samego wyzwania podjęłam się niecały rok temu i na diecie pozbawionej słodkości wytrzymałam ponad 6 miesięcy. Dlaczego więc porzuciłam taki dobry nawyk? Przechodziłam przez nieco gorszy okres w moim życiu, a czekolada zaczęła pełnić rolę pocieszyciela (Tak tak, czekolada nie pyta, czekolada rozumie;-) ) Niestety poprawiała humor jedynie na krótką metę, a po upływie kilka miesięcy, po przejrzeniu się w lustrze zrównała dobry nastrój z ziemią.

Dlaczego odcinam się całkowicie od słodyczy? Dlaczego nie ograniczam ich do rozsądnej ilości? Jestem osobą, dla której półśrodki po prostu nie sprawdzają się. W moim przypadku działa jedynie zasada wszystko albo nic. Nie potrafię ograniczyć się do zjedzenia kostki, czy nawet paska czekolady - zatrzymam się dopiero w momencie, gdy ujrzę puste sreberko ;-)

Z doświadczenia wiem, że najgorsze w tym procesie jest pierwsze 7 dni. Szczególnie jeśli ten czas spędzamy w domu, nasze myśli krążą w okół tego by skusić się na jakąś słodką przekąskę. Ale z każdym kolejnym dniem ochota na słodycze stopniowo się zmniejsza, a nasze smaki się zmieniają. 


poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Body Revolution - Tydzień 4

Siedzę w łóżku, nadrabiam wirtualne zaległości i zastanawiam się nad tym jak to możliwe, że mamy już koniec sierpnia. W tym roku niesłychanie szybko tegoroczne lato zbliża się ku końcowi. Chyba nikogo nie zdziwi, że ostatni tydzień wolałam spędzić z dala od komputera mimo, że na co dzień jestem stworzeniem internetowym, szczególnie, że pogoda była rewelacyjna. 

Pierwszy raz w życiu byłam na spływie kajakowym. Koszt takiego spływu to około 30 zł na osobę (porównywalny do wyjścia do kina) a frajda jest naprawdę niesamowita! Przepłynięcie całej trasy zajęło nam około 3 godzin, co ręce nieco odczuły ;-). Naprawdę bardzo polecam.





Był też wypad na wieś, udało się także zahaczyć o Bochnię :-) 

Cwiczeniowo wszystko idzie zgodnie z planem - jutro rozpoczynam czwarty tydzień Body Revolution. Z niecierpliwością czekam, aż zaczną się trudniejsze poziomy, bo lubię się porządnie zmęczyć, czego aktualnie nie odczuwam. 

wtorek, 14 sierpnia 2012

Nadgorliwość nie popłaca ;-)

Wczoraj wg Body Revolution’owej rozpiski miałam mieć dzień wolny od ćwiczeń, miałam siedzieć na tyłku, odpoczywać , regenerować się i w ogóle. Ale gdy wstałam rano miałam dużo czasu i energii, więc postanowiłam – a co tam! zrobię Jillianowego 6 weeks Six Pack! I dzisiaj dogorywam, całe „boczki” bolą mnie okrutnie a wszystko przez jedno konkretne ćwiczenie z poniższego zdjęcia ;-).


Męczyłam się niesamowicie, ale myśle sobie – no pain no gain – no i dzisiaj mam za swoje. Nie mogę zgiąć się w żadną stronę, domownicy śmieją się, że poruszam się jakbym miała kij w... no wiecie gdzie ;-)


Tak czy inaczej pierwszy tydzień BD już za mną. Ćwiczy się, aż za lekko (nie licząc cardio, przy którym zmachałam się przy pierwszym podejściu), więc w tym tygodniu będę sobie coś dorzucać w zależności od mojego widzimisie ;-) Najprawdopodobniej będą to właśnie ćwiczenia na brzuch, bo Jillian bardzo ich poskąpiła w BR, a flaczek na moim brzuchu aż woła o pomstę do nieba ;-)

niedziela, 12 sierpnia 2012

Borówkowe uzależnienie ;-)

Z całą pewnością stwierdzam, że odkryłam swój ulubiony owoc i jest nim bezsprzecznie borówka amerykańska! Ostatnio pochłaniam je w ogromnych ilościach, smakują wyśmienicie zarówno same jak i dodatek do różnych bardziej złożonych kompozycji. 

Generalnie doszłam do wniosku, że najbardziej ze wszystkich owoców lubię te z kategorii owoców jagodowych. Do przedstawicieli tej grupy należą: 
  • Jagody właściwe, które powstają z dolnej lub górnej zalążni, np. porzeczki, winogrona, agrest, borówki, żurawina
  • Jagody złożone, które są jagodami z uwagi na wygląd zewnętrzny, natomiast botanicznie należą do złożonych pestczaków, np. maliny, jeżyny
  • Jagody rzekome, powstające z rozrośniętego, mięsistego dna kwiatowego z umocowanymi na nim jagodami właściwymi (tzw. niełupkami), np. poziomki, truskawki
Są pełne antyoksydantów, witamin, błonnika oraz innych składników odżywczych istotnych dla utrzymania organizmu w dobrym zdrowiu. 

Stanowią również zdrowszą alternatywę smakołyków do podjadania w trakcie oglądania seriali. (Nadrabiam zaległości w How I met your mother ;-) )


Świetnie smakują także w wersji na słodko, w postaci omletu. 

Teraz zmierzam do kuchni po kolejną miseczkę, bo cieszyć się nimi można wyłącznie do końca września :-)

środa, 8 sierpnia 2012

O efektach dotychczasowych ćwiczeń i planach na najbliższe 3 miesiące

Pomimo, że w ostatnim czasie bardzo zaniedbałam moje i tak średnio regularne treningi i przybrałam nieco na wadze, postanowiłam, że mimo wszystko „udokumentuję” drogę przebytą przeze mnie od maja tego roku. To co widać na zdjęciach poniżej to rezultat ukończenia 30 Day Shred oraz dorywczych ćwiczeń z innymi programami Jillian Michaels. Dodam jeszcze, że nie stosowałam w tym czasie żadnej diety (szczerze mówiąc jadłam wszystko na co miałam ochotę ;-)). 

Na chwile obecną wymiary prezentują się następująco: 

A jeszcze w maju wyglądało to tak… 

I dla porównania...

Wniosek jest prosty: lepsze choćby nieregularne ćwiczenia niż żadne. Przede mną jeszcze długa droga. Ale tym razem żarty się skończyły i ostro biorę się do ćwiczeń! W planach na najbliższe dni Jillian Michaels Body Revolution – tym razem bez zbędnych przerw, obiecuje sobie trzymać się rozpiski :-)

Workout 1 i 2 już za mną :-)



piątek, 3 sierpnia 2012

Uwaga marudzę!

Ostatnie dni po raz kolejny spędziłam na wsi. Cisza, spokój, piękne widoki, no i dobre jedzenie. Żyć nie umierać ;-)




Byłam także rozpieszczana z okazji imienin ;-)

Pomimo tego, że było tak cudnie, gdy wróciłam do domu już tak super nie było, wobec czego pozwolę sobie trochę ulżyć i ponarzekać na parę rzeczy.

Na pierwszy ogień pójdzie fakt, że poraz kolejny nie ma wody. Wnioskuje, że czym wyższa temperatura na dworze tym większe prawdopodobieństwo, że z kranu nic nie poleci. Nie mam już do tego siły.

Ponarzekać muszę też na eTotebkę, której kiedyś byłam wierną klientką. Regularnie kupowałam słynną Emilkę za każdym razem, gdy się wysłużyła ponieważ idealnie mi przypasowała. Nie za duża, nie za mala, z krótkimi uszami, co jest dla mnie ważne, bo najczęściej noszę torebki w ręce. Jako, ostatnia Emili "wyzionęła ducha" w październiku, a do tej pory nie znalazłam zastępstwa zamówiłam po raz kolejny szarą i czarną. Byłam świadoma, że ich jakość z roku na rok ulegała pogorszeniu, ale to co wyciągnęłam z paczki kompletnie mnie rozczarowało. O ile czarnej wizualnie nie miałam nic do zarzucenia, miała za to okropnie pokrzywione ząbki w zasuwaku, którego zapięcie graniczyło z cudem. Szara natomiast była dziwnie poszarpana na linii szycia. Zresztą zobaczcie:



Odesłałam torebki z powrotem kierując prośbę o przesłanie pełnowartościowego towaru, a w przypadku, gdyby okazało się to niemożliwe zwrot pieniążków. W duchu liczyłam na to, że odeślą mi przyzwoitej 
jakości torebki, jednak już na drugi dzień dostałam przelew. Torebek nie dość, że nie mam to jeszcze niepotrzebnie dołożyłam do interesu w związku z przesyłką.

Wczoraj znów wybrałam się na poszukiwanie rolek. Zaczął się już sierpień, a ja nadal nie znalazłam nic co by mi odpowiadało. Wydać 4 stówy trochę szkoda, a z niższego przedziału cenowego praktycznie nie ma co wybrać :(

środa, 25 lipca 2012

Wycieczkowo

Wczoraj ćwiczenia w alternatywnej formie wycieczkowej. Śliczna pogoda, temperatura wręcz idealna, wobec czego wybrałam się na zamek do Ogrodzieńca. Całe szczęście, że ostatnie zakwasy były już na poziomie minimalnym, ponieważ zamek obfituje w znaczną ilość schodów ;-) Czas od 10 do 22 spędzony bardzo aktywnie. Że zakończony pochłonięciem pizzy już może przemilczymy ;-)


Z kolei dzisiejszy brak ćwiczeń sponsorowany przez lokalne wodociągi. Pomimo, że z natury jestem całkiem cierpliwym człowiekiem zaczynam docierać już do kresu wytrzymałości. Już trzeci raz w tym miesiącu braki w dostawie wody. Nie dość, że człowiek przez 3 dni nie ma gdzie się wykąpać, to gdy woda powróci przez 3 kolejne leci dziko brudna. O praniu już nawet nie wspomnę :(

poniedziałek, 23 lipca 2012

Zakwasy vel Opóźniona bolesność mięśni

Następnego dnia po rozpoczęciu 2 levelu KB&T dotknęło mnie coś, co od ładnych paru miesięcy omijało mnie szerokim łukiem - zakwasy! Byłam solidnie zaskoczona, gdy obudziłam się wczoraj rano, bo tak silnie mięśnie nie bolały mnie od bardzo dawna, a przy Jillian'owych programach jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło. Myślałam, że standardowo rozruszam się robiąc kolejny dzień z treningu, jednak byłam w okropnym błędzie, ponieważ dziś wstałam z jeszcze bardziej fatalnym bólem.

Z tego co ostatnio wyczytałam na temat bóli mięśniowych teoria zakładająca, że przyczyną bólu mięśni po wysiłku fizycznym jest nagromadzenie się w nich kwasu mlekowego w związku z intensywnym wysiłkiem fizycznym jest już nieaktualna. To co powoduje nieprzyjemne odczucia na drugi dzień po ćwiczeniach to mikrouszkodzenia włókien mięśniowych, jakie miały miejsce podczas forsownych ćwiczeń. To czego nie mogę doczytać, czy kiedy już dopadną nas te niezbyt przyjemne przypadłości należy kontynuować ćwiczenia, czy wręcz przeciwnie dać mięśniom odpocząć. Dotarłam do 3 wersji:
  1. Zwyczajnie kontynuować trening
  2. Wykonywać wyłącznie lekkie aeroby
  3. " Odpoczywać! Dopóki odczuwany jest ból, nie należy ćwiczyć danej partii mięśni!"
Przyznam się, że ja dzisiaj sobie odpuściłam i zrobiłam w ramach zastępstwa 1 Level Shreda.
A jak jest u Was? Ćwiczycie czy nie?

Z innej beczki: robię kolejne podejście do Aerobicznej  6. O ile dobrze liczę będzie to już 4 i mam nadzieje, że tym razem uda mi się dobrnąć do końca :-)


sobota, 21 lipca 2012

Jillian Michaels: Killer Buns & Thighs Level 2

Znów narobiłam sobie treningowych zaległości. Totalne ćwiczeniowe nieróbstwo rozpoczęło się w ostatni piątek 13go z powodu wypadu na wieś, czego absolutnie nie żałuję, bo wyjazd udał się fantastycznie :-) Chciałam rozpocząć ćwiczenia w poniedziałek po powrocie, ale jak to zwykle w życiu bywa bardzo rzadko sprawy układają się tak planujemy - w rezultacie rozłożyło mnie zapalenie gardła i leżałam kilka dni z gorączką nie wychylając żadnej kończyny z łóżka :-) Gdy już zaczęłam dochodzić do siebie zastanawiałam się kiedy rozpocząć ćwiczenia, żeby przypadkiem nie rozchorować się po raz kolejny, ale dziś nadszedł dzień kiedy zaczęło mnie już nosić i nie wytrzymałam ;-) Decyzja zapadła: Jillian Michaels: Killer Buns & Thighs Level 2!

Po takiej przerwie ćwiczyło się wręcz fenomenalnie! W końcu udało mi się rozładować skumulowaną energię i rozruszać ciało po chorobie. Level 2 jest bardziej skoczny niż poprzednia część, co nieco mnie martwi z uwagi na moje problemy z kolanami, ale miejmy nadzieje, że obędzie się bez przygód. Nie wiem czy przyczyną jest faktyczny wyższy poziom trudności, czy osłabienie, ale poziom drugi konkretnie dał mi się we znaki - gdy było już po wszystkim koszulkę można było wykręcać, a ja przez jakiś czas nie wstawałam z podłogi ;-)


Na podwieczorek dziś czarne porzeczki :-) Nie jestem specjalnym fanem tych owoców, ale są niezwykle zdrowe:
  • Owoce czarnej porzeczki to najwspanialsze źródło niemal wszystkich niezbędnych do dobrego funkcjonowania organizmu witamin, a przede wszystkim jedno z najbogatszych źródeł witaminy C. Jest jej w owocach średnio 200 mg% (od 50 do nawet 400 mg% zależnie od klimatu - im cieplejsze lato, tym więcej), czyli 100 g owoców dostarcza 4 razy więcej witaminy C niż wynosi norma dla dorosłych.
  • Co więcej, witaminie C towarzyszy w czarnej porzeczce witamina P (rutyna), której również jest wyjątkowo dużo, bo przeciętnie 500 mg%. Towarzystwo witaminy P jest tak ważne, gdyż ułatwia ona przyswajanie witaminy C. Dlatego spożycie owoców czarnej porzeczki lepiej skutkuje niż łykanie tabletek z witaminą C. Jakby tego było mało, witamina C występuje w owocach czarnej porzeczki w trwałych wiązaniach, dlatego zachowuje się także w przetworach.
  • Ponadto porzeczki czarne korzystnie wpływają na naczynia krwionośne, wzmacniają serce i obniżają ciśnienie krwi. Olejki eteryczne pobudzają apetyt i wspomagają wydzielanie soków trawiennych, więc polecane szczególnie osobom w podeszłym wieku. Zaleca się również spożywanie czarnych porzeczek po kuracji antybiotykowej, gdy organizm jest wyjałowiony. Zródło: (klik!)


piątek, 6 lipca 2012

Lipcowa aktualizacja włosów

Trzy miesiące temu obiecywałam sobie, że „biorę się” porządnie za włosy… i słowa nie do końca dotrzymałam. Nasunął mi się wniosek, że nie będę sobie już czegokolwiek obiecywać, bo później jedynie wstyd mi za mój brak konsekwencji ;-) Ale do rzeczy. 

Dokładnie 21 marca zdecydowałam się obciąć najbardziej zniszczoną część włosów. Od tego czasu zaczęłam traktować je nieco delikatniej niż poprzednio – przestałam całkowicie stylizować je przy użyciu lokówki, w odstawkę (choć nie całkowitą) poszła również suszarka. 

Włosy myłam na zamianę dwoma szamponami:
  • Barwa, Barwa Ziołowa, Szampon pokrzywowy - tani jak barszcz (z tego co pamiętam około 3zł), świetnie oczyszcza, brak silikonów w składzie. Włosy aż "skrzypią" po umyciu, lekko je plącze, ale odżywka rozwiązuje ten problem.
  • Pollena-Malwa, Szampon do włosów przetłuszczających się `Czarna rzepa` - Z podobnej półki cenowej co poprzednik, również porządnie myje, skład okrojony z niepotrzebnej chemii. Więcej od szamponu nie wymagam ;-)
Po każdym myciu nakładałam zamiennie dwie odżywki:
  • Rossmann, Alterra, 'Granat i aloes' 
  • Różowa Isana z olejem babassu
Żadnej z nich nie trzeba zapewne nikomu przedstawiać. Zagościły u mnie na dłużej z uwagi na porządne składy i niezłe nawilżenie, jednak nie do końca mi przypasowały i nadal poszukuję swojego ideału.

Dodatkowo:
  • Woda brzozowa, Isana - ciężko powiedzieć, czy coś pomogła - na pewno nie zaszkodziła. Fajnie odświeżała i unosiła włosy u nasady. Jedno jest pewne, wyrobiła u mnie nawyk regularnego wcierania różnych specyfików we włosy :-)
  • Odżywka do włosów i skóry głowy, Jantar - zabrałam się za nią jak tylko wykończyłam pół litrową butle wody brzozowej i jedyne czego żałowałam to, że zaczęłam jej używać tak późno! Aktualnie 3 tygodnie codziennego wcierania za mną, jestem w trakcie przerwy pomiędzy pierwszą a drugą butelką. Odżywka jest fenomenalna, włosy są uniesione, świetnie się układają, znacznie poprawił się stan skóry głowy. Jednym słowem: uwielbiam!

Od wewnątrz moja klasyczna trójka:
  • Cynk
  • Kompleks witamin z grupy B
  • Wierzbownica drobnokwiatowa (o której wpływie na cerę wkrótce nieco więcej...)

Przez te trzy miesiące włosy przeszły następującą drogę:
Na zdjęciu pierwszym chwile przed cięciem... i po (zdjęcie drugie). Zdjęcie trzecie przedstawia aktualną długość.

Z kolei na dzień dzisiejszy włosy wyglądają następująco:



wtorek, 3 lipca 2012

Wróciłam! / Nuda już nie zagraża paznokciom! :-)

Witam po ponad miesięcznej, niezależnej do końca ode mnie przerwie w prowadzeniu bloga, spowodowanej jak to zwykle bywa życiowymi zawirowaniami oraz standardowo w tym okresie – sesją. Czuję się również zobowiązana przyznać do tego, że po zakończeniu sesji (w tym roku o dziwo zdumiewająco wcześnie!) dałam sobie trochę luzu na nazwijmy to dekompresję ;-) Tak czy inaczej wróciłam :-) 

Przyznać się muszę również do tego, że zaniedbane zostały moje treningi z Jillian. Co prawda nie przestałam ćwiczyć całkowicie, jednak treningi odbywały się trochę „w kratkę”. Parę dni Shreda, to znów parę dni Killer Buns and Thights, a następnie z braku czasu zwykle następowało ćwiczeniowe lenistwo. Teraz z powrotem ze zdwojonym zapałem powracam do REGULARNYCH ćwiczeń. 

Pokłóciłam się z wagą, nowym przyjacielem stał się centymetr i notesik, który wygospodarowałam po to, żeby nie pogubić się w postępach. Piszę o postępach, bo żadnego regresu nie biorę pod uwagę :-). W moim magicznym kapowniku piszę codziennie co danego dnia ćwiczyłam, i wymiary w strategicznych dla mnie miejscach. Wagę również kontroluję – nie żeby miała dla mnie jakieś istotne znaczenie– jednak interesuje mnie zależność pomiędzy zmianą wymiarów, a zmianą masy ciała. 

Swoją drogą to zdumiewające jak szybko człowiek potrafi przyzwyczaić się do codziennego wysiłku fizycznego i czerpać z niego ogromną radość. A jeszcze całkiem niedawno na myśl o ćwiczeniach stawały łzy w oczach ;-) 

Jedyne czego regularność nie ucierpiała, to moich wycieczek do Rossmanna, które zawsze dało się gdzieś upchnąć w grafiku pomiędzy jednym a drugim egzaminem ;-) Aby zrekompensować sobie czas nad książkami i uwolnić paznokcie od nudy kosmetyczka wzbogaciła się o następujące kolorki:
  • Essence Colour&Go: 38 Choose Me!
  • Essence Colour&Go: 63 Think Pink
  • Essence Colour&Go: 85 Galactic Black

Essence Colour&Go: 38 Choose Me!


Pierwsze zdjęcie w cieniu, drugie w słońcu.

Essence Colour&Go: 63 Think Pink


Essence Colour&Go: 85 Galactic Black


Jak widać wycieczki do Natury również nie ucierpiały z powodu napiętego grafiku, wobec czego do domu wróciły ze mną:
  • My Secret: French Manicure 02
  • My Secret: 144 Vanilla
  • My Secret: 145 Fuchsia
  • Sensique: Strong and Trendy Nails 101
My Secret: French Manicure 02


My Secret: 144 Vanilla


My Secret: 145 Fuchsia


Sensique: Strong and Trendy Nails 101




... już wkrótce na paznokciach :-)