sobota, 18 maja 2013

Czy akceptujesz siebie?

Kilka dni temu na zajęciach na uczelni wpadła mi w ręce pewna książka. Wykład do ciekawszych nie należał, więc początkowo zaczęłam ją kartkować, później czytać. Ta książka to "Jeżeli życie jest grą oto jej reguły" Cherie Carter-Scott. Pierwszy rozdział poświęcony akceptacji chcąc nie chcąc zmusił mnie do refleksji.

O ile na temat książki krążą różne opinie, z niektórymi ideami w niej zawartymi sie sposób się nie zgodzić: "Chęć osiągnięcia jak najlepszej kondycji fizycznej jest czymś zupełnie naturalnym. Oznacza to jednak, że powinieneś przestać krytykować, oceniać i osądzać swoje ciało, nawet jeśli nie jesteś najzdrowszy i najatrakcyjniejszy.  Dążenie do samodoskonalenia jest całkowicie zdrowym odruchem, dopóki wypływa z miłości do siebie, a nie z poczucia niedoskonałości."

Często jestem zła na siebie. Zła, że odkładam wszystko na później - na czas aż będę szczupła, ładniejsza. Przejmuję się co pomyślą inni. Prawda jest taka, że idealne momenty pojawiają się niezwykle rzadko, jeśli w ogóle. W między czasie omija nas wiele cudownych doświadczeń. A inni ludzie? Okazuje się, że wcale tak często o nas nie myślą. A jeśli nawet, niezwykle szybko o tym zapominają - wiem po sobie. Wyłącznie my rozpamiętujemy wszystkie swoje porażki i skupiamy się na (w naszym mniemaniu) niedociągnięciach. Tworzymy sobie często sztuczne problemy związane z naszym wyglądem, które stoją na naszej drodze do dobrego samopoczucia i szczęścia.

Pamiętam, jak byłam sporo młodsza, chodziłam do liceum i wstydziłam się nałożyć krótkie spodenki. Na dworze upał a ja uparcie w długich spodniach. No bo jak inaczej z TAKIMI nogami? Patrząc na stare zdjęcia, zazdroszczę sobie ówczesnej figury, wiele bym dała, żeby teraz tak wyglądać, ale wtedy była dla mnie największym przekleństwem. Pokochajmy to jak teraz wyglądamy, bo z dnia na dzień nie stajemy się coraz młodsze i gwarantuję, że kiedyś będziemy żałować, że przyjęliśmy wrogą postawę względem naszego ciała. 

Jestem osobą, która z natury wszystkim się przejmuje, nawet drobnostkami. Kiedyś zadałam sobie pytanie, czy to, że czymś się martwię wpłynie jakoś na rozwiązanie problemu - jeśli nie, to po co się martwić? Jeśli będę płakać, że źle wyglądam, w magiczny sposób nie schudnę, podobnie nie zniknie pryszcz z czoła, a włosy nie zaczną lepiej wyglądać. Negatywne nastawienie to taki wewnętrzny sabotaż. Wiem jednak, że łatwiej powiedzieć niż zrobić. Trzeba ćwiczyć. Ćwiczyć "mięśnie" odpowiadające za pozytywną postawę. Z czasem nasze mentalne przyzwyczajenia zaczną się zmieniać. 

"Stwierdzam, że kiedy człowiek naprawdę kocha i akceptuje siebie takim jakim jest, wszystko w życiu układa się dobrze."
                                                                                      - Louise Hay                                                                                                                                                                                                 

13 komentarzy:

  1. U mnie to przyszło z wiekiem :) teraz mogę śmiało powiedzieć, ze moje motywy dążenia do doskonałości są słuszne . Świetny tekst :) to o czym piszesz jest bardzo ważne...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakbym czytała o sobie. Wartościowe post. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cała prawda. Ja muszę się nauczyć, że to, że staram się lepiej odżywia i ćwiczę wynika z tego, że kocham swoje ciało, a nie że robię to dlatego, że jest niedoskonałe. Co do rozpamiętywania to nadal rozpamiętuję. I też drobnostki, tak jak Ty. I nie wiem, czy uda mi się to zwalczyć bo zawsze mi to gdzieś z tyłu głowy siedzi. Ale warto podjąć walkę, prawda? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Pewnie, że warto podjąć walkę :) Przeszłość trzyma się nas kurczowo i tylko od nas zależy czy wybaczymy sobie błędy i ruszymy na przód.

      Usuń
  4. Niby to takie proste i oczywiste, a jednocześnie tak trudne do realizacji. Gdybyśmy wszyscy akceptowali i kochali siebie takimi, jakimi jesteśmy świat byłby zdecydowanie lepszym miejscem. Wydaje mi się, że to jest nasze zadanie na całe życie, jedni dochodzą do tego wcześniej, inni później, ale warto, bo dzięki akceptacji siebie żyje się łatwiej i przyjemniej;)

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo motywujące i pocieszające jest to co piszesz :) nie myślałaś, żeby wziąć udział w tym konkursie z mojanowafigura.pl/blogerki? za podobną notkę możesz pojechać do spa :> no i może dotrzeć do następnych kobiet :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nooo, ten wpis idealnie się nadaje pod konkursowy. trwa dziś do północy więc jest jeszcze troszeńkę czasu!

      Usuń
  6. jak dobrze Cię rozumiem z tymi "licealnymi spodenkami"! Ja zawsze- nawet w liceum miałam "o te 3 kilo za dużo"- a oczywiscie wzrost mi się od tego czasu nie zmienił, a waga owszem ;) I te niegdyś nielubiane 53 teraz jest jak marzenie ;)

    To prawda, że trzeba o siebie dbać, ale nie można dać się zwariować.

    OdpowiedzUsuń
  7. jakbym czytała sama siebie!
    ja właśnie jestem na etapie liceum i krótkich spodenek. walczę ze swoją niską samooceną i często, kiedy już uważam, że jest o wiele lepiej, jedno słowo, wydarzenie potrafi mnie cofnąć na samo dno :c

    OdpowiedzUsuń
  8. Idealne.. Dziekuje.
    Chyba siegne po ta ksiazke.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo ważne i ciekawe wnioski. Sama wiem po sobie, oglądając stare zdjęcia, że zazwyczaj przesadzam zbyt surowo siebie oceniając. Zauważyłam również, że to właśnie osiągnięcia inne niż cm czy kg cieszą mnie najbardziej- to, że jestem sprawniejsza, silniejsza daje mi więcej satysfakcji! :)

    Ponadto sukces zaczyna się w głowie i to sposób myślenia powinien być początkiem każdej zmiany :)

    OdpowiedzUsuń
  10. chcialabym potrafic akceptowac siebie ;/

    OdpowiedzUsuń